31 grudnia 2011

dziękuję za ...

...




Napisałam w mailu, coś się kończy i zaczyna
Czym jest Coś?
To kawałek kolorowego zycia. To szarości w ciemnościach i świetliste czerwienie, amaranty, fiolety, żółcienie, zielenie i szmaragdowe, chabrowe niebieskości. Bogata paleta barw. Tęcza.


5, 4, 3, 2, 1, 0!!!



________________________________

foto google

28 grudnia 2011

wiara

...

Zobacz świat jako siebie,
Miej wiarę w to, co się dzieje,
Kochaj świat jak kochasz siebie,
Wtedy możesz dbać o wszystko co jest.




Zamyśliłam się.
Na kilka chwil z wszechobecnej szarości wyszło słońce.
Byłam z Kają na Unii. Nie spotkałyśmy Tygrysi. Możliwe, że odeszła. Zignorowana, zapomniana, nie doczekała się otwarcia drzwi w domu, w którym miała swoje pudełko na górnej półce biblioteki, swoją porcję głaskotek na łóżku Kai i swoja miskę z ulubioną porcją 'mokrego' jedzenia.
Byłyśmy w kinie z Sylwestrze w Nowym Jorku. Przyjemny film, choć nie płynie tak, jak lubię, to ma swoje momenty, i refleksji i rozbawienia. Znakomita obsada. Zapada w pamięć fragment przemówienia (Hilary Swank) o zatrzymaniu oraz lista rzeczy do zrobienia przed końcem roku (Michelle Pfeiffer), szczęśliwy traf (Sarah Jessica Parker) i występ Jon Bon Jovi. Wiele powodów dla poruszeń duszy i wzruszeń serca oraz inspiracji.
Późnym wieczorem smakowaliśmy tort o smaku tiramisu. Były też świeczki. 24 listopada Kaja obchodziła 19 urodziny.







________________________________

26 grudnia 2011

taniec zmysłów

...





Wkładamy szprychy w koło,
Lecz to dziura w środku
Wprawia powóz w ruch.

Kształtujemy glinę w miskę,
Lecz to pustka wewnątrz
Mieści to, co chcemy.

Budujemy dom z drewna,
Lecz to przestrzeń wewnątrz
Sprawia, że możemy w nim żyć

Pracujemy z bytem,
Lecz to nie-byt jest tym, czego używamy

Pamiętaj - patrz ponad słowa, na to,
co Ci wskazują!

.......

Ciastka upieczone. Dzieci dokonały dzieła tradycji i bawiły się nieźle lepiąc i wykrawając kwiatki, gwiazdki i ludziki. Pudełka świąteczne wypełnione aromatem imbiru, goździków ze szczyptą chili. Nie potrafię w tym roku oprzeć się niektórym przyprawom i używam ich także do słodkości, ba, przepisy znajdują mnie samoistnie.

Czytam. Drogowskazy są różne. Może nam się nie podobać sam drogowskaz, ale ważniejsze jest to, jaki kierunek wskazuje, dokąd nas zaprowadzi.



________________________________

anielski szept

...


Jesteś gwiezdnym nasieniem
rzuconym z nieba w ciepłą, żyzną ziemię.
Twoim celem jest ponownie rosnąć ku niebiosom,
a  czyniąc to, przemieniasz wszystko, czego dotkniesz
i przesuwasz tę planetę nieco bliżej gwiazd.


David Lawson
  



Czy potrafisz powstrzymać swój umysł przed błądzeniem
I zachować pierwotną jedność?
Czy potrafisz pozwolić swojemu ciału stać się
Elastycznym jak ciało noworodka?
Czy potrafisz oczyścić swoją wewnętrzną wizję
Aż będziesz widział tylko światło?
Czy potrafisz kochać ludzi i prowadzić ich
Nie narzucając im swojej woli?
Czy potrafisz radzić sobie z najważniejszymi sprawami
Pozwalając im potoczyć się własnym torem?
Czy potrafisz zdystansować się do swojego umysłu
I poprzez to zrozumieć wszystko?

Dawanie życia i opieka,
Posiadanie bez przywiązywania się,
Działanie bez oczekiwań,
Prowadzenie bez prób kontrolowania:
Oto najwyższa cnota.

.........

Poniedziałek. Powoli. Sen i jeszcze więcej snu. Krótki spacer do lasu. Po raz pierwszy między tymi drzewami, wąskimi ścieżkami, a na końcu szeroka droga, którą wybiorę na następny spacer. Obiecuję, że jeszcze w tym roku. Krótko mówiąc, to jest bardzo inny las od tych, który rozciąga się na Wzgórzach Piastowskich: dziki, nieuporządkowany. Intrygujący, pociągający, niemal magnetyczny. Czasem czuję zapach i energię, która mnie przywołuje. 
Okazuje się, że nie jest dla mnie czas wędrowania po wertepach, bo lewa stopa po ostatniej kontuzji nie wyzdrowiała; czuję ból przy każdej nierówności. Jak celnie dostrzegła Marta śmigasz... tak, śmigam po równej utwardzonej powierzchni, kiedy czuję się bezpiecznie, co wyraża związek z kondycją osobistej bogini psyche, ot co.
Świątecznie? O tak! 
Zamyślenie? O tak!
Płomień białych świec, czerwone bombki, zapach obiadu: ostatnia porcja pysznej rybnej zupy i królik z sałatką ze świeżych warzyw, smak herbaty, wyjątkowy, bo to mieszanka zielonej i świątecznych przypraw: cynamonu, kardamonu, goździków. Ciasto na ciasteczka imbirowe dojrzewa na balkonie na wieczorne wypiekanie, a wczorajsze czekoladowe babeczki schodzą jak świeże bułeczki. Babeczki upieczone w zabawnych kokilkach w kształcie kotów, taki gwiazdkowy prezent, o!
Porządkując balkon zobaczyłam osobliwy obrazek, rodziców i dwóch dużych synów. Cała czwórka kierowała się z samochodu do mieszkania. Patrząc na nich wyczułam ład, porządek, w którym drzemie trwałość i moc. Poczułam tęsknotę za czymś co było i minęło. Nie potrafię stworzyć innego porządku rodziny poza tym, który wymarzyłam sobie jako mała dziewczynka, którego doświadczyłam przez kilkanaście lat aktywnego mamowania, i który odszedł. Dziś jest to co jest, coś, czego nie planowałam, czego nie układam , nie klasyfikuję, co dzieje się samo. Porządek, który nie mieści się w mojej wyobraźni, wymyka się znajomym schematom, którego nie wyprzedzam oczekiwaniami, a przyjmuję takim, jakim się objawia, w każdej chwili. 
Hmmm...
Działanie bez oczekiwań i pozwalając rzeczom toczyć się własnym torem.



________________________________

25 grudnia 2011

świąteczne życzenia_list do M.

...




Zasnęłam i obudziłam się. Dwie godziny temu olśniło mnie, że to właśnie święta i ta noc. Noc prezentów. Zgarnęłam z wigilijnego stoły zastawę do oryginalnej zmywarki: miska, łazienka, płyn do naczyń, gąbka, dwie ręce i vuola! Gotowe, pachnące, na Boże Narodzenie. Kolejna przyjemność nocnego harcowania: owinęłam książki w ozdobny ulubionymi motywami i kolorami papier, a kokarda jest z delikatnej atłasowej wstążki. W szeleszczącą folię zawinęłam drobiazgi pachnące, skrobnęłam liściki w imieniu Mikołaja, który zajęty bardzo, bo z reniferami zimy namiętnie szuka, i, wierzę, że ją w końcu złapie i na kilka dni sprowadzi do okolicy.
Tymczasem niech nam się dzieje jak najpiękniej, bo myśli ciepłe, pełne czułości, życzliwości i miłości płyną i zwijają się i zakrzywiają czasoprzestrzeń w rzeczywistość z marzeń i snów. Dzieci śpią, kot śpi, herbata w dzbanku dojrzewa, szron osiadł na choinkowym lesie, świąteczna muza płynie. Dziękuję za te chwile w Teraz i witam się w nowym dniem. Dzień dobry kochany!



________________________________

foto Google

24 grudnia 2011

raz do roku_świąteczne opowieści

 ...


PO kolacji. Na łóżku. Młodzież wyszukuje w necie filmy a ja... cóż, zasypiam, bo to był intensywny tydzień i znakomity pracowity dzień. Chce mi się coś lekkiego obejrzeć i z całą pewnością pragnienia zrealizuję we śnie.
Święta w nowym miejscu. Mieszkanie, które wypełniam energią codzienności, a dziś świątecznej atmosfery zbudowanej z pojedynczych działań. Wczoraj odebrałam z Empiku zamówione prezenty, książki w języku Szekspira i płytę. W torbie papierowej słodkie drobiazgi, a nawet drobny eko-kosmetyk. Dla kota Miko-Mikołaj wybrał ulubione patyczki. Do rana dokończę pakowanie i wrzucę pod choinkę, ba, obok choinki, bo  nawet choinka jest, a jakże! Maleńka, z czerwonymi bombkami. Jest z powodu szczególnego: przecie prezenty Mikołaj zostawia pod choinką, prawda?
Wracając do przygotowań. Oskar zjechał wczoraj i sprawił, że łóżkowy materac znalazł się z oprawie i mam łóżko. Wyspana za wszystkie czasy, prawie, bo spałam szybko i niedługo, nie zdążyłam na autobus nr 9 do sklepu na Cyryla, więc w dzień znaczący, bo wigilijny, kiedy cały dzionek decyduje o kondycji przez cały rok, zajechałam taksówką po klucze i pracowałam z podwójną energią. Po pracy mały organizacyjny kołowrotek: życzenia do Janeczki i mrożone pierogi, życzenia do Małgosi i uszka z grzybami, pierogi plus zastawa świąteczna, dwa garnki, zestaw do wiercenia dziury w suficie na świecznik ze świeczkami i podróż samochodem z Panem Piotrem do samiutkiego Sobkowiaka (zdążyłam się zapatrzeć w ogień w kominku i rozsmakować w espresso). Zajrzałam jeszcze do szarego domku pod lasem, gdzie już czekał Maciek, żeby zabrać z mojego byłego strychu Mikołaje, a z garażu biały stolik do kuchni, który przykryty świątecznym obrusem spełnia zaszczytna rolę blatu kuchennego i dekoracji zarazem. Synek zabrał ze swojej piwnicy torbę świecidełek i bombek, stąd iluminacje świetlne w każdym kącie uzupełniają świece na i nad stołem. Odrobina artystycznie ułożonego przez Kaję spreju śniegowego  na szybach, lodówka na balkonie, muza z laptopa, zapach zupy rybnej, aromatycznego barszczu z koncentratu z kwaszonych czerwonych buraków, kompotu z suszu śliwek, gruszek, jabłek z kilkoma goździkami i garścią melasy trzcinowej, pierniczków wypiekanych w poniedziałek (aromat gryczanego miodu i ziół wyborny!), a z darów przyjaciół i znajomych kluski z makiem, strucla makowa, kutia, pierogi z trzech źródeł, bigos ze śliwkami i z jałowcem, ciasto czekoladowe, orzechowe, sernik, ryba po grecku i śledź w sosie jogurtowym.
Wszytko mamy, więc oglądam z przyjemnością film i zasypiam spełniona, bo zorganizowaliśmy się na szóstkę, włączając systematyczne porządkowanie, wiercenie, mocowanie oryginalnej zasłonki do łazienki, gotowanie, wizyty w piwnicy, dekorowanie, słuchanie kolęd, rozmawianie, zakupy wody do picia i zapalniczki do świec na oddalonej stacji benzynowej. Jest mi lekko i spokojnie. Na balkonie zamrożony królik i sałata lodowa na pojutrze, na jutro grzyby z kapustą w półproduktach dojrzewają, w koszyczku masło, cukier, mąka orkiszowa i wanilia  do ciasteczek imbirowych na jutrzejsze wspólne wypiekanie (wszytko, co upiekłam wyszło ze świątecznymi życzeniami oraz na zamówienie, bo takie dobre!!!) Nie pamiętałam kupić wielu rzeczy, chwilami nawet nie pamiętałam, że te święta są także dla mnie, bo zakręciłam się wokół niezwykłych spotkań z klientami wspierając zaspokajanie ich potrzeb, allle... jestem, bo święta mnie odnalazły, a ja wśród nich miękko i ciepło wtulona w przepływ zdarzeń.
Jak smakowało? Bardzo smakowało. Zupa rybna z makaronem, barszcz z uszkami rewelacyjne, bo nie zostało nic a nic, pierogi  z kapustą i z grzybami dziewczyny zrobiły wyborne, a każda ciut inaczej pyszne. Po raz pierwszy smakowała mi nawet kutia i kluski z makiem od Lucynki (mak to symbol obfitości), i ten kompot, oj!!! pieści podniebienie!!!
Idealny sposób na udaną Wigilię?
Dostawić dzbanek gorącej zielonej herbaty z cynamonem, kardamonem, imbirem i goździkami otulony zimowym kapturkiem i delektować się każdą przepływającą chwilą bez rozkminiania, że to właśnie delektowanie jest.

Wesołych świąt!!!



________________________________

foto Google

21 grudnia 2011

deklaracja obfitości

...





$ Doskonale zarządzam moimi pieniędzmi.

$ Zawsze najpierw płacę sobie.

$ Każdego dnia odkładam symboliczną sumę pieniędzy na moje konto wolności finansowej.

$ Moje pieniądze intensywnie na mnie pracują i zarabiają dla mnie jeszcze więcej.

$ Mój dochód pasywny jest wystarczająco wysoki, żeby zapłacić za swobodny i harmonijny styl życia.

$ Jestem kobietą zadbaną finansowo. Jest wolna. Pracuję, bo lubię i chcę.

$ Mój biznesowa pasja po godzinach to wymiana obfitości radości, entuzjazmu, miłości, pasji, wiedzy i pieniędzy .

$ Kreuję moje życie i wystarczający poziom mojego finansowego sukcesu.

$ Przyciągam i tworzę obfitość pieniędzy, życzliwości, dobrych słów.

$ Podziwiam i uczę się od ludzi sukcesu.

$ Pieniądze są ważne, pieniądze dają wolność i pozwalają korzystać z uroków życia.

$ Bogacę się robiąc to, co kocham.

$ Wnoszę wartość dodaną do życia innych ludzi i zasługuję na bogactwo.

$ Jestem hojnym dawcą i wspaniałym biorcą.

$ Jestem głęboko wdzięczna za wszystko, co mam.

$ Ciągle trafiam na intratne okazje.

$ Moja zdolność do zarabiania, gromadzenia i pomnażania pieniędzy rośnie z każdym dniem.





________________________________

tree of abundance_foto google
www.afirmacje.pl

20 grudnia 2011

jak w domu

...




Ciepło. Chyba z powodu ciasteczek imbirowych, które wypiekam etapami w ramach budowania nastroju świątecznego w mieszkaniu. Czuje sie zobowiązana, albowiem zapowiadają się święta w towarzystwie dzieci, więc nie tylko pragnę je sobie jak najlepiej wymarzyć, ale i podziałac na survivalowym gruncie, czyli stworzyć Coś wyjątkowego z Niczego. Wzywam na pomoc kreatywność, poczucie humoru, dystans i działanie. Motywatorem jest zalążek domu, jaki tworzymy spędzajac wspólnie czas, stwarzajac Nowe i praktykujac znane nam: kolacja, gry, spacer, filmy, rozpakowywanie prezentów, śniadanie, zapach igliwia, smak barsczu czerwonego.

Spędziłam kilka godzin w towarzystwie koleżanek piekąc pierniczki i kolędując, co oznacza: gadając, podśpiewując, wykrawając serduszka, gwiazdki, księżyce i czterolistne koniczynki. Aromatyczne ciacha czekają na swój moment i jeszcze mi chodzi po głowie lukrowanie, tylko czas, ten czas wykrojony z wieczorów i nocy niech ze mną współpracuje. Na rzecz upominków dla przyjaciół i znajomych i na rzecz prezentów dla bliskich, i jeszcze coś specjalnego, ale o tym narazie cicho sza. Specjalne Coś lubi więcej ciszy na dopieszczenie, bo jest wyjątkowo ważne.

Pojawiają się pierwsze prezenty. Ciepły szal, łakocie, kuchenne gadżety a nawet ładne przyziemne marzenia. Choćby zestaw okrągłych pojemników z mocno czerwoną pokrywką do kuchni, a kuchnia  z szafkami białymi 'postarzanymi' czyli przecieranymi. I do tego szarości i zgrabny parapet jednolity z blatem do robienia ciasteczek patrząc na świat za oknem, czyli zielony las. Wzięło mnie dziś i wczoraj na precyzowanie wizji, bo chodzę wolniej na dwóch nie kuśtykając, więc i moje myśli płyną wolniej, uważniej, w rytm kroków.




________________________________

foto Google

19 grudnia 2011

jeszcze jedna kartka

...

So this is Christmas
And what have you done
Another year over
And a new one just begun




Piosenka Lennona niezmiennie kojarzy mi się z magicznym klimatem lekko szczypiącego w nos i uszy mrozu, skrzypiącego pod butami śniegu, dzwoneczkami, śnieżynkami podwiewanymi przez wiatr, i dziecięca zabawą w śnieżki. Na dobry początek białej zimy spadło z nieba kilka gwiazdek dziś po południu w Zielonej Górze, i zniknęły. Wrócą na Wigilię, prawda?
Podsumowania.
Mija rok, a ja co? - pytam siebie. - Oj, to dopiero był, jest wymagający rok! Wyzwania na najwyższym poziomie, sprostania na najwyższym możliwym, acz niewystarczającym. Wiem, że w innych warunkach potrafię być skuteczniejsza. Jestem ciut lepsza dla siebie, bardziej wyrozumiała. Uczę się wsłuchiwać w innych, być ciekawą. Zdarzyło się usłyszeć słowa wdzięczności od znajomych i nieznajomych, czyli moje istnienie i działanie przynosi coś dobrego. Ot, mój wkład w ten świat.
I najważniejsze! Ten rok odsłonił przede mną moc zaufania życiu. Pokorę wobec Tajemnicy i jej urok odkrywam na nowo.
.
>>> I jeśli mamy jakąś wojnę – to… może uda się ją skończyć<<<

Ufam, że cuda się zdarzają, i jest to możliwe. Składam zamówienie do świętego Mikołaja o takie jedno Coś, co jedni nazywają wojną, a inni nieporozumieniem, którego nie planowałam, a w którym, wierzę z całego serca, każdemu z jego twórców i uczestników, udaje się wznieść na wyższy poziom świadomości i spojrzeć nań z dystansem: albowiem czym jest To, o co trwa spór, wobec wieczności, albo, jak mawia dosadnie moja kochana siostra, wobec ostatecznego faktu w piachu.

Co można jeszcze zrobić? Dobra odpowiedź na dziś? Wspólnie upiec pierniczki słuchając świątecznych piosenek, a potem je ozdobić. Napisać jeszcze jedną kartkę z życzeniami świątecznymi i wysłać jutro, żeby dotarła przed Wigilią. I błogosławić sobie nawzajem.




________________________________

foto from kaja and Brussels

17 grudnia 2011

szabasowy rok

...




Wyobraź sobie, że mógłbyś w ciągu następnych pięciu lat wziąć roczny urlop. Spędzałbyś go całkowicie swobodnie i mimo to byłbyś w stanie zapłacić wszystkie rachunki. Odbyłbyś ciekawe podróże i robił rzeczy, które sprawiają ci przyjemność, a których nigdy nie mogłeś zrobić ze względu na codzienne obowiązki.

Czytam wewnętrzny głos i dodaję marzenia.



________________________________

Bodo Schafer_Droga do finansowej wolności
foto google
 

16 grudnia 2011

przystanek

...

Sensem życia jest życie samo.




Leżę. No prawie. Siedzę w łóżku z wyciągniętą lewą nogą. Obolałą, tętniącą swoim niezależnym życiem z powodu skręcenia w kostce, wedle diagnozy Marty w gabinecie rehabilitacji, naderwania skokowego i piszczelowego lewego. Konsekwencje obrzmiałe i chodzić nie mogę, a kalendarz wypełniony ukochaną pracą od rana do wieczora. Trzeba leżąc wierzyć w cud regeneracji ciała, choćby nie wiem, co się działo, to dzieje się z ważnego powodu, bo energia nie może płynąć, bo ... nie wiadomo skąd jej nadmiar, bezmiar, i niekontrolowany gwałtowny przepływ. Mam ochotę kłócić się z większym. Nie mogę oprzeć się pytaniu: co chcesz mi powiedzieć, czego mam się nauczyć, co mam zrobić inaczej, skoro na tej drodze potknęłam się mocno i boli ciało i dusza, albo ego. Kto to wie? Łzy płyną równolegle do ilości rozżalonych myśli. Taka już ich natura. Cóż zrobić? Okiełznać! Mądrość drzemie cichutko i przygląda się emocjom. Skoro potrzebują się wyhasać i wytrzepać mnie od środka, to nie spiera i zgadza się na taniec dnia. Jest co jest, niezależnie od ilości pretensji i pytań. I pachnie maść żywokostowa z kasztanowcem i z czarcim pazurem. Brzmi doskonale. Czarowanie trwa.

Wiesz co? Do Ciebie mówię kochany. Wiem, że mnie słyszysz, zanim wypowiem te słowa. I zanim napiszę. Zwykle wykłócam się z Tobą, aż do bólu. Jeśli sobie myślisz, że dziś będzie tak samo, jak zwykle, to cię zaskoczę. Dziś będzie inaczej. Dziś zrobię masaż stopy i kąpiel z solą i długo będę spać. Odpocznę. A jeśli coś we mnie będzie chciało płakać to popłaczę. Dla twojej i mojej radości oczyszczenia z nadmiaru soli.  Dziś dziękuję za przystanek z ławeczką i z widokiem na łąkę pełną chabrów i stokrotek. I za motyle też Ci dziękuję. Bo wiesz, jak kocham motyle, prawie tak samo, jak wiatr we włosach i piasek pod stopami. Wierzę, że w ramach niespodzianek losu trzymasz w zanadrzu kaskadę cudownych doświadczeń, piękniejszych od marzeń z Mapy Marzeń i snów wyśnionych, takich , których nawet nie potrafię sobie wyobrazić. I jeśli dasz się przytulić to tulam Cię mocno, jak przyjaciela, na dobranoc.

W tym moim maleńkim zaułku ciszy, gdzie przez zakurzone okna bez firanek i roletek świat zagląda ciekawie i pyta o nastrój świąteczny, usłyszałam piosenkę w radio. To było reakcja nieodpartego przyciągania. Prostota dźwięków układająca się w splot luźnych wrażeń, z chwili na chwilę zmieniający swoją barwę, siłę. Ulubione  subtelne falowanie przypieczętowane tajemniczym akcentem otwierającym okno ciszy, kiedy puszczone wolno energie tańczą jeszcze długo i miękko. 
Potem zobaczyłam barwny teledysk. I postanowiłam zatrzymać tę szczególną chwilę na dłużej.




______________________________

...

14 grudnia 2011

odlot wędrownych ptaków

...


Dbam o swoje słowa, bo pomyślane, wypowiedziane, powtórzone, zapisane, stają się moją rzeczywistością.







Wybuchł wulkan i sprawił dużo przykrości. Mały Książę wiedział jak zajmować się wulkanami. Ja jeszcze nie potrafię.

Sądzę, że dla swej ucieczki Mały Książę wykorzystał odlot wędrownych ptaków. Rano przed odjazdem uporządkował dokładnie planetę. Pieczołowicie przeczyścił wszystkie wulkany. Miał dwa czynne wulkany. To się bardzo przydaje do podgrzewania śniadań. Miał też jeden wulkan wygasły. Ponieważ powtarzał zwykle: - Nic nigdy nie wiadomo - więc przeczyścił także wygasły wulkan. Jeśli wulkany są dobrze przeczyszczone, palą się powoli i równo, bez wybuchów. Wybuchy wulkanów są tym, czym zapalenie sadzy w kominie. Oczywiście my, na naszej Ziemi, jesteśmy za mali, aby przeczyszczać wulkany. Dlatego też sprawiają nam tyle przykrości. 
Mały Książę z odrobiną smutku wyrwał także ostatnie pędy baobabów. Nie wierzył w swój powrót. Wszystkie te codzienne prace wydawały mu się tego ranka szczególnie miłe. Kiedy po raz ostatni podlał różę i już miał ją przykryć kloszem, poczuł, że chce mu się płakać.




 __________________________
dobre słowa
foto Google

13 grudnia 2011

13.12.11

...

Nie da się zatrzymać na siłę, ani chwili, ani człowieka, ani przyjaźni. Wszytko mija, nawet to.



Długo gawędziłyśmy wczoraj. O zmianach. Nieoczekiwanych. O rozstaniach. O decyzjach nagłych, niespodziewanych, koniecznych dla wewnętrznego spokoju duszy. Co ważne? Co ważniejsze? W rozsypaniu, zagubieniu liczy się najmniejszy gest wspierający, wyrażający zrozumienie, zaufanie, dzięki któremu przypominamy sobie, jak bardzo chcemy żyć, że kochamy życie, bo czasem nie pamiętamy, z jakiego powodu splatamy z mijających dni kolorowy dywanik mokry od łez.

***

W jednym z maili dnia dzisiejszego czytam:

Słucham polskiego radia, dzisiaj rocznica stanu wojennego, kolejna.
Nie mam żadnej traumy, jako dzieciak cieszyłem się wolnym, a tutaj przedstawiają obraz martyrologii i tragedii. Nie było szoku, nawet moi rodzice nie byli spanikowani.
Pamiętam cisze na ulicy, mróz i śnieg. To była niedziela i poszliśmy do kościoła. Później w Warszawie różnie się działo, ale mnie to nie dotyczyło.
To było tak odległe, 30 lat minęło, jesteśmy już starzy :)

*

30 lat brzmi bardzo poważnie i niemożliwie, a jednak!

To był pierwszy rok w internacie, szkoła średnia, poza domem. W tym dniu byłam umówiona z koleżanką i jej kuzynką do kina. Pamiętam śnieg, mróz i przejmującą ciszę. Komunikaty radiowe i przemówienie generała powtarzane przez cały dzień. Powaga i słowa wypowiadane z namaszczeniem wzbudzające respekt.
Poszliśmy paczką na film Andrzeja Wajdy Człowiek z żelaza, bo taki był wcześniejszy plan, i kina jeszcze w tym dniu były otwarte (27 lipca przypadła 30 rocznica polskiej premiery). Następnego dnia ogłoszono wolne do odwołania i pojechałam do domu. Pamiętam żołnierzy w pełnym rynsztunku na dworcu w Katowicach i zakaz wychodzenia z Dworca na miasto. Ten rodzaj zakazu i wojskowe mundury wzbudzały lęk.
Pamiętam, że dochodziły wiadomości na bieżąco, niewiarygodne, niepewne, sprzeczne z obowiązującą jedyną prawdą płynącą z telewizora. Mimo tego, jako 15latkowie żyliśmy swoim życiem w mieście, w którym były góry, śnieg, daleko od Śląska i Warszawy i Wybrzeża. Nie chadzałam do kościoła, więc obrazy, niełatwych, pełnych grozy, wydarzeń, wpływających na przyszłość naszej Ojczyzny, pojawiły się trochę później.



 __________________________

foto Google

12 grudnia 2011

czułość

...

Wszystko jest piękne, wystarczy tylko umieć dobrze spojrzeć.
Camille Pisarro






Podkładamy stare kalki do nowych zdarzeń - pisze Aneta - i mijamy się ze zrozumieniem.
Co zrobić?
Zmienić kalkę.

*******

Napisałam dziś kilka słów tutaj:

Dobrze jest od czasu do czasu znaleźć się w gronie ludzi myślących podobnie inaczej. Nastawionych na rozwiązania, na czerpanie radości z bycia razem, na rozmowę i zabawę. Działa jak najlepsza wzmacniająca pigułka świata. Potrzebujemy być coraz lepsi nie tylko dlatego, że wynika to z naturalnego prawa rozwoju, który steruje naszym życiem, ale potrzebujemy być silniejsi niż okoliczności, w których przychodzi nam żyć. Razem jest łatwiej. Po prostu.


*******


Już nie pamiętam, na którym blogu spotkałam rekomendację dla tego teledysku. Budzi pierwotne wzruszenie, czułość. Jest w nim rytm, który pokochałam niedawno i dobrze mi w nim.







Jak ci się mieszka? - zapytała Agnieszka.
Dobrze mi się mieszka - odpowiedziałam.



________________________________

foto Google

11 grudnia 2011

powitanie świtu

...

Wczoraj niczym innym jest jak snem,
A Jutro tylko wizją

Kalidas




Niedziela, 11 grudnia 2011 roku. Wschód słońca: 7:34. Zachód słońca: 15:23
 .
Budzę się, otwieram oczy. Błękitne rozświetlone światłem słońca niebo i pełny księżyc nad zielonymi polami. Krajobraz zjawiskowy, optymistyczny. Dziś w Tu i Teraz, począwszy od świtu. Nocą było ładnie inaczej, magicznie, acz na tyle chłodno, że nie wystarczyło samozaparcia, by powędrować droga polną i nasycić zmysły po brzegi bezsłownym pięknem grudniowych mroźnych chwil pod rozgwieżdżonym niebem w Pełni. Owce beczały, konie rżały, krowy pomrukiwały. Ot, uroki lubuskiej wsi.
Co się wydarzyło? Co się dzieje? Spotkanie szkoleniowe. Młodsi, starsi, ciekawi, roześmiani, skupieni na wykładach albo rozgadani w grupkach. Mi najbliżej do otwartego kominka, albowiem posiadam ciepłolubne ciało i słabość do ognia, trzaskających iskier i zapachu palącego się drewna. Skąd pomysł?
Zatęskniłam za odmianą codzienności, za wyskokiem gdzieś, gdzie ktoś zadba o mnie, trochę mnie rozpieści. Tawerna Tawerska w Janowcu to zajazd przy drodze niegłównej, acz głównej na lotnisko w Zielonej Górze. Tym samym informuję niewiedzących, że znajduje się ono 45 km od centrum miasta, w 1/3 drogi do Poznania i w połowie drogi do autostrady A2.
W tej odmianie zaplanowany nie tylko cykl szkoleniowy, czyli prezentacja najnowszych produktów Axa, Aegon, Złoty Środek, Alfa, Multi,..., powtórka z mechanizmu działania niezawodnej strategii zarządzania funduszami inwestycyjnymi, spotkanie z Prezesem Jurkowskim, allle!!! kolacja wigilijna, prezenty, kolędowanie, wino, barszcz z uszkami, pierogi z kapustą, pyszne ryby w kilku odmianach smakowych, świece, fotografie i długie Polaków rozmowy.
Zastanawiam się na zbiegami okoliczności. Jak to się dzieje, że w określonym czasie i miejscu spotykają się właśnie te, a nie inne osoby. Kiedy zawieszałam szal na krzesłach rezerwując miejsca nieopodal kominka, zadałam sobie pytanie: kto usiądzie obok nas? Piotr, Karolina, Tomek, dalej Alicja, Kazik, po prawej moja kochana młodsza siostrzyczka, i w takim kręgu osób w różnym wieku, z odmiennymi doświadczeniami, gawędziło przez kilka godzin o życiu, o pasjach, pogodnie, radośnie, zabawnie, wesoło, przyjemnie, życzliwie. Tajemnicą pozostanie, w jaki sposób to spotkanie wpłynie na nasze życie. Na ile posiada szerszy kontekst znaczeniowy, odmieni bieg naszych losów. Ciekawe.
Póki co delektuję się ciepłą herbatą słodzoną miodkiem, który wrzuciłam do torebki.



________________________________

foto Google

09 grudnia 2011

jak to było

...

By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie, trzeba ośmiu uścisków dziennie. By się rozwijać, trzeba dwunastu uścisków dziennie.
Virginia Satir






***

Kiedyś jechałam pociągiem z Warszawy do Poznania w towarzystwie studentki drugiego roku. Dziewczę gawędziło przez cała drogę z ciocią, z koleżanką jedną, drugą, trzecią. Nagle zadzwoniła zatroskana mama i usłyszałam: mamo, nie jestem sama, Jadę ze starszą panią. Wybałuszyłam oczy i wybuchnęłam śmiechem. Wysiadając spojrzałam w lustro. Wysoko awansowałam w oczach społeczeństwa i w oczach pokolenia moich dzieci.
Pracując w Green Shop doświadczam przeróżnych spotkań. Nierzadko rozmawiam z osobami z pokolenia mojej mamy i słyszę: pani jest młodziutka, to nie pamięta, jak to było. 
Fajnie być 45latką i na jednych robić wrażenie nastolatki zaś na innych nobliwej starszej pani.
Przeczytałam tekst Iwony Majewskiej Opiełka o relacjach międzypokoleniowych i dzieleniu się wiedzą, energią, otwartością, świeżością, umiejętnością pokory, uważnością, wzajemnym szacunkiem, oraz różnie rozumianą i tak samo potrzebną radością życia.
Byłoby cudnie i rozważnie dla  harmonijnego rozwoju, gdyby mądrość życiowa była poważana, a doświadczony 50latek czuł się potrzebny i doceniony, tak samo jak otwartość, entuzjazm i żywotność młodego człowieka. Wartością naczelną jest człowiek. Ktoś jednak wyniósł na piedestał wiek burząc hierarchię zależności, uznania  i szacunku, a ktoś inny zgodził się na ten pomysł.



 __________________________

08 grudnia 2011

harmonijnie

...

Czasem, kiedy nie potrafimy się zatrzymać, los pomaga nam na rozmaite sposoby.




Po pracy wybrałam się na osiedle, gdzie w domu pod lasem mieszkałam przez minione 7 lat i gdzie regularnie odwiedzam naszą starszą kotkę Tygrysię, pupilkę Kai. Pozostała tam pod opieką sąsiadów, którzy ją dokarmiają. To nie rekompensuje mocnego przywiązania do opiekunów, rytuałów domowych, możliwości głasków i ułożenia się na sen w ulubionym pudełku na najwyższej półce biblioteki.. Z drugiej strony jej indywidualizm i nieco dzika natura zostałaby uwięzione w niewielkim mieszkaniu. Bardziej udomowione jedno z pięciorga jej kociąt, Maleństwo, nie radziło sobie z rozstaniem i czekało, aż ktoś otworzy drzwi do domu, a od czterech dni przeżywa proces oswajania na nowym terytorium, pomiędzy potrzebą świeżego powietrza w nozdrzach na balkonie a potrzebą bezpieczeństwa wewnątrz. Trochę się miota w zagubieniu, bo przestrzeń balkonowa jest ograniczona (czym jest balkon wobec niczym nieograniczonego lasu), a w międzyczasie śpi. Potrzeba polowań i strachu (o czym pisze Aneta na farishta.pl) nie jest zaspokojona w takim stopniu, jak natura potrzebuje, i zastanawiam się, co mogę zrobić, by w jakimś stopniu zaspokoić jej naturalne potrzeby i 6 letnie nawyki.
Jest niełatwo.

..............

Odwiedzam Tygrysię i byłych sąsiadów też. Marta. Gawędziłyśmy  sposobach wyrażania emocji przez dzieci i o postawie rodziców wobec ich zachowań. O pozwalaniu, o stawianiu granic, o przytulaniu, o wsłuchaniu w emocje, o uważności na zachowania, za którymi kryją się ważne historie: rozczarowania, złości, lęki, niepokoje, radości, pragnienia, marzenia, pretensje, potrzeba bliskości, potrzeba niezależności. Wszystkie jednakowo ważne. 

Wczoraj pisząc o zatrzymaniu się wywołam niejako wilka z lasu. Noga w gipsie. Zwyczajna przejażdżka rowerowa na zajęcia jogi i nieoczekiwany poślizg na cienkiej warstwie lodu. Rzepka pogruchotana. Czasami, kiedy słyszałam, jak ciągle nie mam czasu i nie mogę zdążyć ze wszystkim, pytałam, co mogłabyś zrobić, żeby znaleźć potrzebny Tobie czas na czytanie, na relaks przed kominkiem, przy herbacie
To niemożliwe - odpowiadała - mam tyle do zrobienia. Szkoda byłoby z czegoś zrezygnować. Jak to jest możliwe? Ot tak! Łatwo się przekonać - bardzo proszę. Małgosia zatrzymała się wczoraj na dłuższy czas rehabilitacji kolana.

............

Uważność słuchania. Podczas pracy w Green Shop potknęłam się po raz kolejny o swoje gadulstwo. Złapałam siebie na gorącym uczynku, czyli podczas rozmowy z klientką. Taka ze mnie mądralińska, co wszystkie rozumy zjadła i nie czerpie z innych rozumów szansy spojrzenia z odmiennej perspektywy na zagadnienie, nie korzysta z doświadczenia innych. Nie jestem ciekawa!?! Puszczam okazje niepokornie, z zarozumialstwa. Czasem zdążę ugryźć się w język, a czasem nie. Poza tym powraca do mnie jak bumerang temat przygotowywania posiłków wg pięciu przemian.

To co? Herbata z syropem daktylowym na sen?




________________________________


foto Google

07 grudnia 2011

pójść w dobrą stronę

...

Zatrzymać się, żeby złapać oddech, rozejrzeć się, zobaczyć, gdzie jestem.
Zatrzymać się, by podsumować przebytą drogę, dostrzec długoterminowy cel w odmiennej perspektywie, w nowych okolicznościach czy nieprzewidzianych warunkach. Określić na nowo cele krótkoterminowe.
Każda podróż, czy to wspinaczka, czy traperskie wydeptywanie nowego szlaku, czy podążanie już przez kogoś wytyczonym, czy samochodowa wyprawa z cud gpsem, czy podróż przez życie domagają się planu i mapy. Jednocześnie w każdej podróży potrzebujemy przerwy, nie tylko na oddech, nie tylko w przypadku błądzenia, ale i nacieszenia się drogą samą, tą, którą przeszliśmy, i miejscem, do którego dotarliśmy. Zatrzymać się, żeby pójść w dobrą stronę.




Kiedyś wędrowałam po górach, Wydeptywałam niewydeptane szlaki, błądząc czasem, a czasem bawiąc się ich poszukiwaniem. Pogoda zwykle sprzyjała, ale często było gęsto od niewiadomych, szczególnie kiedy padał deszcz. Czasem byłam świadkiem zjawisk niemal nadprzyrodzonych, bo działo się tak, jakby zarządca wszechświata zsuwał zasłonę z chmur i oto ukazywały się oczom budynki schronisk:  Krawców Wierch, Markowe Szczawiny, na Turbaczu, w wiele lat później na Połoninie Wetlińskiej czy w Samotni, albo w Dolinie Pięciu Stawów. Te pamiętam at hoc, a było takich momentów o wiele więcej, kiedy przez ułamek sekundy dominował lęk, ale zwykle był jeszcze ktoś blisko, więc wystarczało odwagi i mądrości, żeby nie zastanawiając się, nie rozmieniając na drobne dylematu, stawiać kroki tak, jak prowadził nos, intuicja, siódmy zmysł, no i ulubiona mapa.


.........


Zatrzymać się, żeby pójść w dobrą stronę.

Dobra strona na dziś? Uporządkować balkon. W ten sposób nadam swojemu dzisiejszemu życiu sens. Co uzasadnia to zadanie do zrobienia? Co uzasadnia działanie?
Potrzeba sprawstwa. Potrzeba ładu wokół siebie i w sobie. Świadomość, że lepiej się poczuję, jeśli zrobię, co potrafię jak najlepiej. Dokonam zmiany takiej, jakiej pragnę. Dokonam po swojemu i dlatego, że jej chcę. Bo postanowiłam wzbudzić w sobie wolę życia wyrażając ją poprzez najdrobniejsze działanie niezbędne w przestrzeni mojego świadomego istnienia, działanie potrzebne i możliwe do wykonania.

Późny wieczór. Deszcz i wiatr. dzwoni, szeleści, stuka. Wybrałam idealny czas, tzw. ostatnią chwilę na przeniesienie pudeł z zawartością do szuflad, do piwnicy. Nie mokną, a poza tym jest ładniej; schludnie, choć do finału zostało jeszcze dużo do zrobienia.
Samodyscyplina i konsekwencja. Nieustannie uczę się pamiętać, że przynosi nieopisywalne uczucie sprawstwa, wewnętrznej mocy wypływającej z przekraczania granic strefy komfortu. Często nie pamiętam, że to jest wyraz wolności, konsekwencja wykorzystania daru wolnej woli. Korzystając z tego daru zabawię się w świętego Mikołaja zaskakując nie tylko bliskich czymś niespodziewanym. Trochę mi się udało wczoraj, a do świąt zostało jeszcze sporo okazji. Czasem wystarczy pogodny uśmiech i słowa ‘życzę miłego popołudnia vs dnia’. Lubię widzieć rozszerzone oczy i wyraz zdziwienia, rozluźniające się mięśnie twarzy. Reakcja na niespodziewany dar. Lubię też czuć satysfakcję, że dotrzymałam sobie danej obietnicy i spoglądać na skończone dzieło. Ot, ćwiczenie mięśni charakteru. Tak lapidarne sformułowanie przeczytałam na blogu Iwony Majewskiej Opiełka.. Podoba mi się. Zapamiętam!



______________________________

06 grudnia 2011

odrodzić się

...

 Jak ważne jest pamiętać, żeby pamiętać przebudzić się podczas długiej podróży po krainie cieni? Żeby dostrzec światło. Żeby przestać błądzić. Żeby ogrzać zmarznięte dłonie i duszę w promieniach słońca.
Ważne jest pamiętać!



Idąc na autobus do kina zdążyłam poczuć zapach świeżo rozsypanej kory sosnowej pomiędzy niedawno nasadzonymi na skarpach iglakami. Żywiczna wyciszająca umysł woń miesza się z zapachem lasu świerkowo sosnowego i pogłębia doznania. Nie potrafię dookreślić, co takiego wyciągnęło mnie za uszy z doliny cieni. Co jakiś czas chwytam koło ratunkowe, które znajduję we właściwym czasie i miejscu, wcześniej zostawiając je, niejako przypadkiem, jak kotwicę. 
Z lekkości i radości zdecydowałam odrodzić się, cokolwiek to znaczy dla mej duszy, dla ciała, praktyki dnia codziennego. Kto wie, na ile energia mikołajkowego dnia obdarzania się tym, co najlepsze, i energia filmu, który wybrałam na dzisiejszy wieczór, przyciągała mnie ku sobie i aktywowała najlepsze fluidy? Kto wie? Niczym uskrzydlona weszłam do rozświetlonego centrum handlowego, omówiłam kozaczki do reklamacji z bananem na pyszczku, przechodząc obok mikołajówek zostałam obdarowana łakociami wprost spod biało czekoladowej fontanny, ustawiłam się w długim ogonku par po odbiór zarezerwowanego biletu (pełna duża sala!).

...............

Listy do M. Lekkie, przyjemne, mądre, delikatne, subtelne, zabawne, rubaszne, o miłości, życzliwości, radości, o marzeniach, o bólu, oczekiwaniach, dylematach, potyczkach, zmianach. Co zapamiętałam? Opowieść radiową Mikołaja o tym, że miłość przychodzi wtedy, kiedy nie myślisz o niej. Lądowanie Szczepana na stosie choinek i podróżnicze konsekwencje 'pośliźnięcia' z ósmego piętra. Zjawiskową perfekcję Małgorzaty w biało-czarnych kolorach z nutą zamglonych fioletowych i grafitowych odcieni zasłaniająca ból straty i potrzebę bliskości. Miękkość i prostolinijność mikołajkowej Doris, kobiety wiernej swoim wartościom i marzeniom. Odwagę Waldiego, aby przedstawić  rodzicom podczas kolacji wigilijnej swojego przyjaciela i jego uśmiech ulgi i satysfakcji, że podjął tę decyzję.
W trakcie projekcji filmu jest wiele okazji do śmiechu z nie tylko komicznych sytuacji, i co najważniejsze, można odlecieć w piękniejszy, magiczny świat spełniających się marzeń, przypomnieć sobie, jak to możliwe i że to jest możliwe. Przesłanie? Trzeba napisać list do Mikołaja i zamówić dla siebie zestaw do spełnienia, niby przypadkiem tak zupełnie serio. Trzeba zaufać sobie oraz wierzyć w cuda i sny. Amen.

...................

Przed minutą dotarłam do siebie. Już wiem! Z górki w linii prostej prawie 5 km i około 30 minut pieszo. Rozświetlone puste ulice i delikatny wiatr. Niezimowy. Obudziłam Maleństwo. W nagrodę za cierpliwość w imieniu Mikołaja otworzyłam saszetkę z ulubionym jedzonkiem. Wciągnęła w całości i relaksuje się na balkonie. To nawet nie jest namiastka tego, w czym wyrosła i żyła przez 6 lat, allle co tam, co tam. Damy radę. Dobranoc.

post scriptum
Renifery sprawiły się na max i dotarły na czas do Brukseli. Czy dotarł ser do Wrocławia?



______________________________

film listy do M.
foto Google

05 grudnia 2011

okruchy dnia

...




Pada deszcz i dzwoni jesienny o szyby, o parapet, o dach. To nie był ten dzień - powiedziała z uśmiechem pewna pani. Tak, to nie był TEN dzień. Dziękuję za każdy nie 'ten' dzień. Za kota niespokojnego, za pudła na balkonie nierozpakowane, za przestrzeń nie zabudowaną półkami na książki i wieszaki na ubrania. Za piwnicę pełną skarbów, o których niewiele pamiętam, bo gdyby ktoś chętny przypadkiem ją oczyścił do gołych ścian to zabrakłoby tylko jednej książki do angielskiego.


.................

Spotkanie w Zielonej Jadłodajni. Rozmowa o odpowiedzialności. O mocy wizji. O wierności sobie. O puszczaniu i odpuszczaniu. O wartości zatrzymania, by zobaczyć, że krok w stronę początku jest wejściem na trampolinę. O obejmowaniu sytuacji szeroką perspektywą, która pozwala na dystans i wyłowienie spośród emocji drogowskazu - odpowiedzi na pytanie: co mam zrobić? O budowaniu fundamentów pod trwałą silną budowlę, dzieło, które przetrwa różnorodne zmiany. O mocy pasji. O zaufaniu w grupie realizującej wspólny cel (przywołuje stwierdzenie onegdaj na szkoleniu zasłyszane, że łańcuch jest tak mocny jak najsłabsze jego ogniwo).

A co byś chciała? Jakbyś chciała, żeby było? Co oznacza dla Ciebie być właścicielem swojego ogrodu? Czy ogrodnicy znają Twoją wizję?

Jestem wdzięczna za dar słuchania, mówienia i słyszenia. Za dar zaufania.


................


Światło dnia spomiędzy chmur deszczowych zaskakuje. Ma głęboki kolor pomarańczowo żółty i wydaje się zjawiskiem zaczarowanym, mocno kontrastującym z wszechobecną szarością. Lodowaty mokry wiatr nie zachęca do spacerowania, płatki śniegu wzbudzają jedyny odruch: brrr. Najlepsze lekarstwo na zimno i ciemno? Sen.



________________________________

Live performance, Sweden 05.17.2005

03 grudnia 2011

filiżanka, wino i koc

...

Czym różni się rzeczywistość od myśli o rzeczywistości? Co dzieli wizjonerstwo i nieodparte pragnienie od tego, co jest, czego doświadczają zmysły tu i teraz?

Świadoma chwila?!



 


Wczesne popołudnie. Wysiadłam z autobusu w deszcz, a idąc przez pachnący żywicą las zobaczyłam na stole herbaciane róże w wazonie. I jeszcze na białej szafce w sypialni i na grafitowym blacie w kuchni i na szklanej półce pomiędzy aniołami w łazience.

....

Wczesnym rankiem spakowałam się. Ubrania, kosmetyki, jedzenie, książki, dokumenty. Popołudnie. Szybkim dużym samochodem poszło łatwo. Bałam się tego, co się wydarzy, jakie emocje przypłyną, kiedy zamknę drzwi i zostanę sama. Nie potrafiłam, nadal nie posiadam zdolności dystansowania się do irracjonalnych lęków, które rozkręcają spiralę irracjonalnych zachowań i strugi łez. Jeszcze trzy godziny temu rozpadałam się na drobne i siłą woli układałam fakty, jeden po drugim, i sprawy, którymi trzeba się zająć, i decyzje, które trzeba podjąć zdecydowanie, już!

Tu i Teraz. Co jest? Krok został postawiony, a przeszłość została za zamkniętymi drzwiami. Cichy, łagodny spokój. Nieoczekiwanie spłynęła ulga. Uśmiech. Nagie okna, gładkie puste ściany, szelest jesiennego deszczu, szum wiatru pomiędzy sosnami i zakolem budynków. Uliczne lampy tworzą nostalgiczny klimat. W zasięgu oczu łóżko w częściach czeka na złożenie. Kuchnia i garderoba urzeczywistnia wyobraźnia wespół z duchem czasu. Podłogi i okna białe od pyłu do umycia na pojutrze. Na balkonie wilgotna jesień wymiata zawartość pudeł, skrzynek, worków i torebek.

Pierwszy wieczór u siebie. Koc na podłodze, na materacu wykopana z piwnicy kołdra i poduszki, muza chili z lapa. W kieszeni torby  odkryłam  rozgrzewający Jagermaister pospiesznie wrzucony w ostatniej chwili podczas wychodzenia z domu. Bawi mnie odgłos gadających sąsiadów, jak zza dawnych czasów, jak w bloku (sic!!!). Z tej radości mam apetyt na sen.

Co się wydarzyło takiego, że lęk odpłynął, a spanikowane ego ucichło? Jestem zdziwiona, znajomi snują teorie, którym się przysłuchuję. Nie podejmuję prób wyjaśnienia. Oddycham spokojem, którego doświadczam, wypełniam się nim, bo nieczęsto jest moim gościem, a wiedza mówi mi, że w sprzyjających okolicznościach mógłby być sednem istnienia. Nie ma wczoraj i chwili sprzed chwili, nie ma jutra i chwili za chwilę, jest, co jest. Ot co!

...........

Porcelanowa filiżanka i dzbanek z gorącą herbatą. Miękki koc ogrzewa stopy, a czarny kot  w ulubionym fotelu mruczy kołysankę. Na jasnej pościeli w lawendowe kwiaty leży róża. Jedna. Czerwona.




________________________________

30 listopada 2011

snuję nić

...

Pająku...
Utkaj mi świat, w którym panuje pokój.
Pokaż całe stworzenie w sieci,
rozwijającej się przed moimi oczami.




Odeszła moja mama - czytam w smsie.
Myślałam o Tobie od wczoraj - odpowiedziałam. - Przejeżdżałam nieopodal przypadkowym autobusem i przyszło pragnienie, żeby się spotkać, jutro, pojutrze.
Ot, zbiegi okoliczności i nieoczekiwany splot zdarzeń.
Spotkanie przesuwa się w czasie, niejako samo. Rośnie siła wspierająca aniołów i przyjaznych dusz? Wierzę mocno, że stamtąd płynie jak światło słońca.

Zdałam sobie sprawę patrząc dziś przez okno na wieżę kościoła i korony drzew w nie-moim ogrodzie, że pada deszcz. Kapuśniaczek. Delikatnie spada z nieba, ledwie zauważalny. I kolejna myśl, że tegoroczny listopad był taki nielistopadowy. Gdzie ów przysłowiowy deszcz, który o szyby dzwoni jesienny?  Nie dzwonił, nie szeleścił, nie moczył! Nie było powodów do snucia planów o zakupie kaloszy, czy też poszukiwania zawieruszonych parasolek. Dziwny ten listopad, dokładnie taki, jaki mi się podoba, spełnia oczekiwania, wpisuje się w możliwości garderoby w życiu w zawieszeniu pomiędzy: kilka wieszaków i prawie trzy komplety, płaszcz, jakby zimowy, i kozaczki. Pięć tygodni funkcjonowania pokazuje, że tyle wystarczy (kosmetyki i bielizna proporcjonalnie). 

Oprócz wieży kościoła na drugim planie widać przez okno w znajomym ogrodzie pierwszy plan: korony opustoszałych drzew.  Zrzuciły liście. Przypomniałam sobie, że pewnego dnia były małymi sadzonkami. Czternaście, trzynaście lat temu. Tak jakoś w ten deseń. Czas płynie i niektóre rzeczy nie zmieniają się, zaś wszytko inne zmienia się. Nieodwracalnie, kategorycznie! Co jakiś czas wracają do mnie słowa, jak zaklęcie: TO MINIE!
Jeszcze przed chwilą z okna autobusu dostrzegłam miedzy drzewami lasu zarysy szkoły, do której przez 6 pierwszych lat uczęszczali Oskar z Kają. Dzień w dzień. I znów jak mantra: minęło! 

To minie!

Zajrzałam do mieszkania. Inwazja mężczyzn i ulubionych, miękkich kolorów. Czerwony jest inny, intensywny, mocny, głęboki, piękny. Podziwiam w zamyśleniu, że praca wre, a miejsce szlachetnieje. To minie!

I jeszcze przed oczyma ptak spomiędzy gałęzi drzew. Wypatrzony, a nawet zapatrzony. Nie widział mnie, że patrzę, jak czyści skrzydełka i brzuszek i kuperek też. Kilka muśnięć i otrzepywanie, jak wytrzepywanie koca z okruchów trzepotanie całym ciałem. Tylko kolory upierzenia migotały i pierzasty czubek na łebku: zielony, niebieski, brązowy. Taki był sobie nieduży a niemały kolorowy ptak zajęty sobą. Wzór zaangażowania w Tu i Teraz.

G'woli wyjaśnienia, co oznacza podróżowanie przypadkowym autobusem. Chwilowo pomieszkuję w domu przyjaciół na południu miasta tzn. tuż za jego granicami, do mieszkania jadę na północne obrzeża, a czasem odwiedzam koty na zachodnim krańcu. Notabene, na każdym z tych krańców rozciąga się las. Pachnie niebiańsko. Codziennie spaceruję, w praktyce 'wydeptuję', a wyższą konieczność transformuję w luksusową przyjemność, co najmniej kilka kilometrów, czasem więcej. Zapach żywicy, widok zachodzącego albo wschodzącego słońca uskrzydla mnie, a w  międzyczasie przesiadam się z autobusu do autobusu. Z każdego krańca trzeba dojechać do centrum, gdzie krzyżują się różne możliwości, a niektóre kursy mają przedziwną trasę. Wczoraj miałam wsiąść do znajomej 19stki i nie zauważyłam, że podjechała 5tka, która jest szczególnym, rzadkim rodzynkiem komunikacyjnym w moim mieście - jak autobus wycieczkowy. To właśnie w ten sposób przypadkowe autobusy kreują przypadkowe sytuacje, które inicjują przypadkowe pomysły. Jako, że nie ma przypadków to... ciągiem dalszym zajmę się kiedy indziej.

Innym interesującym zbiegiem okoliczności, który przyprawił mnie o uśmiech głębokiego i nieco rozbawionego zadowolenia, jest nominacja skarbnika w nowo powstającym stowarzyszeniu, o którym jeszcze będzie dużo i głośno. Skarbnik w kontekście wielu splotów okoliczności brzmi zjawiskowo, magicznie, czarodziejsko. A kiedy usiadłam na świeżo położonej podłodze w sypialni pod lawendową ścianą, poczułam świeże i czyste, jak wiosenny deszcz, jeszcze nie nazwane, uczucie. Zupełnie czyste, moje, świetliste coś.




________________________________

24 listopada 2011

narodziny

...




19lat temu był wtorek. Wczorajszego wieczora wspominałam wśród znajomych tamten dzień, wieczór poniedziałkowy i noc rozwiązania o godz. 3.30. Dziś przejeżdżałam nieopodal szpitala uśmiechając się do myśli, do uczuć. Urodziłam cudowną, zdecydowaną dziewczynkę, która wyrosła na 19letnią piękną kobietę. Jak się czuje mama po narodzinach dziecka? Czuje się spełniona, silna, kreatywna, jak dobra wróżka i bogini zarazem. Jak się czuję tu i teraz? Tak samo dobrze? Dobrze inaczej!




___________________________________________

pierwsza fotografia Kai w trzy godziny po narodzinach

22 listopada 2011

wędrowanie

...

wypadłam z karuzeli
i tak od niedzieli do niedzieli
pytam

pana od czerwonych guzików
czy jak przyjdę za tydzień to jeszcze tu będzie

ogłuchłam od myśli
oślepłam na innych
wszystko mija mnie szeptem a ja stoję proszę pana na zakręcie
i tęsknię
...
za karuzelą też




Kiedy zachodzi słońce czuję się zjednoczona z naturą i otulona jej mocą. Prostota wzrusza głęboko.

Ławka w parku zanurzona w promieniach słońca zaprasza. Wokół usypane stosy liści pachnących przemijaniem.  Chłód przenikliwy i mglisty. Błękitne niebo i czas, który zatrzymuje się na 39 minut w oczekiwaniu na kolejny autobus, bo ten pierwszy odjechał o minute za wcześnie. W dłoni grosz oczekujący nieopodal przypomina, że pieniądze płyną do mnie zewsząd różnymi niespodziewanymi krętymi ścieżkami, bo tak lubią.  Bo pieniądze są energią, którą dzielimy z innymi. Bo pieniądze są wyrazem miłości. I jeszcze książka Tomalika, gdzie kwiaty rodzą się z ognia rozdział o wyprawie Canning Stock Route. Malownicze chwile wyłuskane z bezmiaru czasu.

Wędrowanie ze słońcem, przed słońcem, za słońcem, balansowanie, mijanie, dzień po dniu.





______________________________

cytowany tekst Agnieszka Osiecka

18 listopada 2011

kruche sznureczki

...

Okaleczają nas nasze marzenia.

Marzymy o idealnej miłości, cieple rodzinnym, domu dla naszych dzieci, swobodzie finansowej, i osłabia nas rzeczywistość, która, pomimo starań, nie jest taka, jakiej pragniemy.





Czuję, wkurzam się, rozsypuję w drobny mak, zbieram okruchy, nieznośnym cudem wstaję kolejnego dnia i robię, co trzeba.


Trzeba wierzyć, że będzie lepiej i za rogiem czeka na nas coś pięknego. Trzeba łapać sznureczki i trzymać się ich mocno i łapać kolejne sznureczki, i tak latać, unosić się w powietrzu z garścią sznureczków dobrych chwil.


Odrzucam ofertę czekania mocą teraźniejszości. Oczekiwanie oznacza rozczarowanie. Pamiętasz prawo przyciągania? Piękno przyciąga piękno, dobro przyciąga dobro, miłość przyciąga miłość, tak, jak uśmiech wywołuje uśmiech a ziewanie pomnaża ziewanie. Znajdź piękno w bieżącej chwili, jeśli chcesz spotkać piękno za rogiem.


Cicho, bezszelestnie, prawie niewidzialnie, snuję nić istnienia.


 
______________________________

fragment rozmowy z A.

foto Google

16 listopada 2011

obietnica

...

Kontynuowałam spacer.

Zamyśliłam się. Mój spokój prysł. To nigdy nie trwało długo. Jak delikatne trącenie łokciem, odbłysk wspomnienia. 



Marząc o tym, by wziąć sobie wolne od samej siebie, skręciłam w stronę domu. Wiatr się ochłodził. Owinęłam się szczelniej szalem. I wtedy usłyszałam to coś znajome.  Klik, klik, szuuu. Na sekundę lub dwie mój umysł wyśliznął się z siatki, w której był uwięziony, i kątem oka dostrzegłam w perspektywie wolność, przyszłość, w której będę pozbawiona przeszłości i czysta. To było jak powiew chłodnego, świeżego powietrza, przepływający przez pokój chorego. Jak obietnica deszczu w wyschniętym krajobrazie. Rozprysk wody w fontannie. To był niestety tylko moment i za chwilę znowu tkwiłam po krawędzie ubłoconych butów w mokrej trawie.

(...)

Nauczyłam się, że nie należę do kobiet, ku którym Dobra Wróżka skłania się automatycznie. Muszę sama przygotować swoje szczęśliwe zakończenie. A to z kolei przypomniało mi o tym, że wszytko jest kwestią woli.




 __________________________

Zemsta kobiety w średnim wieku
 Elizabeth Buchan

foto Google